sobota, 25 kwietnia 2020

Puszcza Kampinoska po narodowej kwarantannie

Gdy w marcu 2020 r. szykowaliśmy się już do długo odkładanej wycieczki po Puszczy Kampinoskiej, jak grom z jasnego nieba gruchnęła informacja o decyzji dyrektora Kampinoskiego Parku Narodowego w sprawie zakazu wstępu na teren parku w związku z sytuacją epidemiczną w kraju.

Odtąd niczym kania dżdżu wypatrywaliśmy dnia, w którym zakaz ten zostanie odwołany i będziemy mogli wrócić na nasze ulubione ścieżki. Wyczekiwana wiadomość nadeszła 20 kwietnia, gdy zakaz został uchylony w części dotyczącej wędrowania po szlakach znakowanych. - Hurrraaa!! - wykrzyknęliśmy i już kilka dni później zajechaliśmy do Truskawia, nie posiadając się z radości.

Polana opodal Truskawia, szlak czarny
Polana opodal Truskawia, szlak czarny

Środek tygodnia, dzień roboczy, a parking przy węźle szlaków w Truskawiu pełny jak w długi słoneczny weekend. No tak, nie tylko my stęskniliśmy się za zapachem igliwia i ptasim świergotem, ale to w sumie zdecydowanie pozytywna konstatacja :) Zwierzęta również przyjęły do wiadomości powrót człowieka do tej części puszczy, gdyż ani wilki, ani łosie nie przechadzały się po szlaku, przynajmniej za dnia ;) Radość ze spotkania z puszczą była tak wielka, że co rusz cisnęły się nam na usta słowa pewnej pieśni Anny German, które od zarania kojarzyły się nam z Kampinosem:
"...piach mazowiecki, sosna krzywa, smukły świerk..."
Zapraszamy zatem na fotograficzny spacer po Puszczy Kampinoskiej. Wszystkie zdjęcia wykonaliśmy w czwartek 23 kwietnia, w godzinach popołudniowych, na szlaku czarnym między Truskawiem a cmentarzem w Palmirach, a także na szlaku czerwonym wzdłuż Długiego Bagna. Tuż przed odjazdem zajrzeliśmy też na chwilkę na szlak żółty, aby zobaczyć mokradła znajdujące się dosłownie 200-250 metrów od parkingu w Truskawiu. Przyroda powoli budzi się do życia, ale widać też w wielu z reguły wilgotnych miejscach, że susza w tym roku będzie potężna...

niedziela, 19 kwietnia 2020

Beskid Niski codzienny, czyli poboczem drogi po wioskach i cerkwiach

W Beskid Niski przyjechaliśmy, oczywiście, przede wszystkim po to, by podreptać po górach, niemniej uznaliśmy, że w ramach przerwy od intensywnych wspinaczek warto byłoby też poznać tę ziemię od strony bliższej tutejszym mieszkańcom. Sami bowiem pochodzimy z rejonów górskich, więc wiemy, że codzienne życie ludzi zamieszkujących te obszary wcale nie musi oznaczać nieustannych wypadów na szczytowe szlaki.

Tak zrodził się pomysł całodniowej wycieczki pieszej po asfaltowych i szutrowych drogach wijących się między Wysową Zdrojem a Uściem Gorlickim, prowadzących przez beskidzkie wioski wśród drewnianych cerkwi, kapliczek, domostw, pól uprawnych, malowniczych dolin (zarówno zamieszkałych, jak i zupełnie opuszczonych), stawów i pagórków.

Wieś Ropki: takie klimaty tylko w Beskidzie Niskim
Wieś Ropki: takie klimaty tylko w Beskidzie Niskim :)

Jako się rzekło, ok. 32-kilometrową wędrówkę odbyliśmy lokalnymi drogami na terenie gminy Uście Gorlickie, w większości nie prowadzą tędy szlaki znakowane, co nie zmienia faktu, że są one przyjazne pieszym - ruch samochodowy jest znikomy (mimo dnia powszedniego), a krajobrazy przepiękne! Praktycznie cała trasa przebiega przez tereny odkryte, zapewniając nieustanną ekspozycję na beskidzkie słońce. Unikajmy jej jednak w czasie upalnego lata - po prostu nie będzie gdzie się schować przed piekącym skwarem. Za to wiosną lub podczas złotej polskiej jesieni opisywana dziś wycieczka to zaiste bajka! Na stosunkowo łatwej technicznie (dobra nawierzchnia, brak stromych podejść, aczkolwiek niemała odległość) trasie z łatwością odnaleźć będzie można ciszę i spokój, co pomoże nam uważnie wsłuchać się we własne myśli, otulone z jednej strony pięknem, a z drugiej niełatwą historią tych ziem.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Cerkiew św. Paraskiewy w Kwiatoniu

Odwiedziny w łemkowskiej cerkwi pw. św. Paraskiewy w Kwiatoniu znalazły się na trasie naszej ponadtrzydziestokilometrowej wycieczki pieszej po wioskach i świątyniach Beskidu Niskiego między Wysową a Uściem Gorlickim (relacja w osobnym artykule), 10 IX 2019 roku. Cerkiew stoi zaledwie kilkadziesiąt metrów od głównej szosy przebiegającej przez Kwiatoń i jest z tejże szosy doskonale widoczna. Zakładaliśmy, że bydynek wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO obiektu obejrzymy z zewnątrz i po chwili ruszymy w dalszą drogę. Było już dosyć późno (ok. godz. 17:45), nie liczyliśmy zatem, że uda nam się zobaczyć cokolwiek więcej, mimo że skądinąd wiedzieliśmy, iż co do zasady kościoły i cerkwie „unesco-we” udostępniane są turystom nawet poza sezonem letnim (w ramach małopolskiego Szlaku Architektury Drewnianej).

Cerkiew św. Paraskiewy w Kwiatoniu
Cerkiew św. Paraskiewy w Kwiatoniu

Tymczasem, ledwie zbliżyliśmy się do cerkwi i wykonaliśmy jedno zdjęcie, a zauważyliśmy, że żwawym krokiem zbliża się do nas jakiś mężczyzna z pękiem kluczy. Po chwili nas dogonił i od razu zapytał, czy chcielibyśmy... zwiedzić świątynię w środku (okazało się, że wraz z żoną opiekuje się cerkwią na co dzień). Nie zastanawiając się ani chwili, odrzekliśmy, że z wielką przyjemnością. I tak oto dane nam było spędzić w Kwiatoniu znacznie więcej czasu, niż pierwotnie planowaliśmy, dzięki czemu bliżej poznaliśmy tutejszą cerkiew.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Zapomniane schronisko na zamku Bolczów

W Rudawach Janowickich wędrowaliśmy wielokrotnie, niekiedy zaglądając również do pozostałości zamku Bolczów, oddalonego o niecałą godzinę drogi od Janowic Wielkich. Nigdy nie kojarzyliśmy tego miejsca z jakimkowiek szerszym zagospodarowaniem turystycznym, choć gdzieniegdzie można się było natknąć na krótkie notki informujące o tym, że kiedyś na zamku funkcjonowało bliżej nieokreślone schronisko. I pewnie jeszcze długo nie rozwinęlibyśmy naszej wiedzy w zakresie tego tematu, gdyby nie narodowa kwarantanna koronawirusowa i związana z nią konieczność zorganizowania sobie znacznie większej puli czasu we własnym domu. Długo się nie zastanawiając, sięgnęliśmy do cyfrowych archiwów i nagle schronisko na zamku Bolczów stało się nam bliskie jak nigdy dotąd :) W szczególności zainteresowały nas losy tego miejsca po 1945 roku - jak to się stało, że stosunkowo szybko zupełnie zniknęło ono ze świadomości okolicznych mieszkańców, o przyjezdnych turystach nie wspominając.

Schronisko na zamku Bolczów w 1929 roku
Schronisko na zamku Bolczów w 1929 roku [fot. polska-org.pl]

czwartek, 2 kwietnia 2020

Karkonoska kolej górska. O komunikacji szynowej w regionie jeleniogórskim

Regiony górskie i podgórskie Dolnego Śląska należą do najlepiej skomunikowanych kolejowo w skali całego kraju. Wiele fragmentów Sudetów jest łatwo dostępnych dla podróżujących koleją, to na Dolnym Śląsku funkcjonuje najdłuższy tunel kolejowy w Polsce (pod Małym Wołowcem, długości 1605 m), tu czynny jest najwyżej położony przystanek kolejowy (Szklarska Poręba – Jakuszyce, 886 m n.p.m.), tu podziwiać możemy liczne dzieła inżynierii górskiej (np. wiadukty kolejowe na linii Wałbrzych-Kłodzko). Po zapaści transportu kolejowego obserwowanego w latach 90. XX w. i pierwszej dekadzie XXI w., skutkującej likwidacją wielu połączeń i stopniowym niszczeniem infrastruktury, po roku 2010 możemy cieszyć się swoistym renesansem dróg żelaznych na Dolnym Śląsku. Lokalny przewoźnik (Koleje Dolnośląskie S.A.) z roku na rok zwiększa liczbę przewiezionych podróżnych, poprawia się jakość taboru, powoli przywraca się i odbudowuje przynajmniej niektóre zniszczone wcześniej linie, choć ciągle zbyt często dają o sobie znać różne „niesnaski” między zarządcami infrastruktury a organizatorami przewozów. Tak czy inaczej, sytuacja poprawia się, co widoczne jest gołym okiem (choćby patrząc na remontowane dworce i częstotliwość kursowania składów).

Pamiątkowy kamień w Jakuszycach informujący, że znajdujemy się na najwyżej położonym przystanku kolejowym w Polsce (22.12.2016)
Pamiątkowy kamień w Jakuszycach informujący, że znajdujemy się
na najwyżej położonym przystanku kolejowym w Polsce (22.12.2016)

Studiując mapy dolnośląskiej sieci kolejowej nietrudno zauważyć, że większość szlaków (by nie powiedzieć „prawie wszystkie”), w tym najbardziej imponujące dzieła infrastruktury, zostało wytrasowanych jeszcze przed wojną przez niemieckich planistów i inżynierów. Czy to oznacza, że po 1945 zajmowano się wyłącznie próbami ratowania tego, co pozostało po złupieniu Dolnego Śląska przez Sowietów? Otóż mało kto wie, że w siermiężnych warunkach PRL polscy inżynierowie od czasu do czasu prezentowali ciekawe pomysły rozwoju sieci kolejowej w naszym kraju, sięgając do najlepszych wzorców z krajów zachodnich (sic!). Ile z tego udało się faktycznie wybudować, to inna rzecz. Dziś chcielibyśmy się przyjrzeć jednemu z takich nowatorskich pomysłów, który dotyczył postulatu budowy w Karkonoszach kolei górskiej z prawdziwego zdarzenia w kluczowym dla tego regionu trójkącie Jelenia Góra – Karpacz – Szkarska Poręba Górna (+ Jakuszyce).

Temat ten potraktowaliśmy ponadto jako świetny pretekst do przybliżenia kilku innych ciekawostek związanych z komunikacją szynową w sudeckiej części Dolnego Śląska (umieściliśmy je na jasnożółtym tle celem oddzielenia od zasadniczej części materiału). Poniżej zaś zamieszczamy szczegółówy spis treści, abyście mogli łatwiej poruszać się po tym dość długim tekście. Wykaz najważniejszych źródeł znajdziecie na końcu artykułu.