Naszą wyprawę rozpoczęliśmy na janowickim dworcu PKP, od którego odchodzą dwa szlaki turystyczne - żółty i zielony.
Już przy samym budynku dworca czekała na nas pierwsza atrakcja - przepiękna zabytkowa aleja jarząba szwedzkiego, mająca status pomnika przyrody.
Nie chcąc tracić zbyt wiele czasu już na samym początku, pożegnaliśmy się z imponującym drzewostanem i ruszyliśmy w górę szlakiem zielonym, wędrując całkiem wygodną ścieżką przez przyjemny las.
Czterdzieści minut po wyjściu z Janowic dotarliśmy do ruin zbudowanego z wykorzystaniem naturalnego skalistego otoczenia zamku Bolczów.
Przeczytajcie też o zapomnianym schronisku na zamku Bolczów!
Nasyciwszy się wrażeniami natury historyczno-architektonicznej powróciliśmy na szlak zielony, zmierzając w kierunku rozdroża pod Jańską Górą. Po drodze minęliśmy m.in. imponujący zespół skalny Krowiarki. Na rozdrożu weszliśmy na szlak niebieski, kierując się na południowy wschód ku Starościńskim skałom.
Starościńskie skały to jedne z najciekawszych formacji skalnych w Rudawach Janowickich o iście fantazyjnych kształtach. Udostępnione do zwiedzania: można się między nimi poruszać dodatkowym bocznym szlakiem oznaczonym niebieskimi trójkątami, a na część z nich wejść na samą górę, w czym pomagają dodatkowe sztuczne zabezpieczenia. A po dotarciu na szczyt nie pozostaje już nic innego, jak tylko podziwiać przepiękny panoramiczny widok, obejmujący między innymi rudawskie Sokoliki.
W końcu nadszedł smutny moment pożegnania z tymi niesamowitymi skałami. Powróciliśmy na główny szlak niebieski i kontynuowaliśmy wędrówkę, zmierzając do kolejnej wybitnej formacji o wiele mówiącej nazwie Skalny most.
Nie schodząc ze szlaku niebieskiego dotarliśmy do Głazisk Janowickich - w tym miejscu zbliżyliśmy się na zaledwie 10-15 minut drogi do poznanego już dziś zamku Bolczów. Skręciliśmy jednak na wschód, pozostawiając zamek za sobą.
Za Głaziskami nastąpił nieco mniej ciekawy odcinek naszej trasy: szlak w pewnej odległości mijał Miedziane skały, wiódł przez Polanę Mniszkowską (tu dołączyły doń znaki żółte), mało wybitny szczyt Mały Wołek, aż w końcu doprowadził nas do kolejnego celu dzisiejszej wyprawy - jednego z bardziej znanych rudawskich wierzchołków zwanego Wołek (878 m n.p.m.).
Najbardziej charakterystycznym obiektem na szczycie Wołka jest krzyż poświęcony papieżowi Janowi Pawłowi II.
Widoki z Wołka dechu w piersiach raczej nie zapierały...
Wierzchołek Wołka okazał się najwyżej położonym punktem opisywanej trasy. Rozpoczęliśmy zejście za znakami niebieskimi i żółtymi, które po kilkunastu minutach rozdzielały się - niebieskie zakręcały na zachód, a żółte na południowy wschód i to właśnie tymi drugimi kontynuowaliśmy wędrówkę w kierunku Przełęczy Rędzińskiej, chwilę później wychodząc z lasu.
Okolice tej przełęczy to mniej znany obszar Rudaw Janowickich, tymczasem zdecydowanie warto się tu zapuścić - widoki są zaiste prześliczne, sporo tu bowiem otwartych przestrzeni. W najbliższej okolicy natknąć się też można na sporo dobrze zachowanych śladów domostw i gospodarstw, opuszczonych w latach powojennych przez przesiedleńców ze wschodu, którzy nie poradzili sobie z gospodarką w surowym klimacie skądinąd pięknej Hali Krzyżowej. Próbowano ich zasiedlić w porzuconej "chwilę" wcześniej przez Niemców osadzie Kreuzwiese, która przybrała rodzimą nazwę Gniewczyce. Godnym uwagi jest również krzyż milenijny, wystawiony jakiś czas temu przez lokalną społeczność. O historii starań o ten krzyż można przeczytać w tekstach zawieszonych w nieco zaniedbanej gablocie, ustawionej tuż obok niego.
Z Przełęczy Rędzińskiej poszliśmy dalej szlakiem żółtym i mijając szczyt Stróżnik dotarliśmy pod Wielką Kopę. Nie mieliśmy jednak w planie wejścia na nią, więc zamiast skręcić w prawo za znakami żółtymi, kontynuowaliśmy wędrówkę prosto, trzymając się czarnego szlaku rowerowego. Po kilkunastu minutach dołączył doń "schodzący" z Wielkiej Kopy zielony szlak pieszy, którym na spokojnie dotarliśmy do słynnych rudawskich Kolorowych Jeziorek opodal wioski Wieściszowice.
Warto pamiętać, że Kolorowe Jeziorka nie zawsze ucieszą nasze oczy intensywnymi kolorami, znanymi z różnych publikacji turystycznych. Ich barwy zmieniają się bowiem w ciągu roku, niekiedy w sposób "drastyczny". I tak na przykład, imponujące z reguły nasyceniem swej barwy błękitne jeziorko w dniu naszej wyprawy wyglądało tak:
Trudno w nim było dostrzec choćby blady odcień błękitu.
Znacznie lepiej prezentowało się purpurowe jeziorko, co wykorzystała pewna młoda para do swej ślubnej sesji :)
Po owym ciekawym doświadczeniu związanym z "psikusem" błękitnego jeziorka, które ukryło przez nami swój największy skarb, ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem, schodząc do malowniczych Wieściszowic. Co ciekawe, przez długi czas po II wojnie światowej nowi polscy mieszkańcy tej wioski nazywali ją Ronów, korzystając z dawnej niemieckiej nazwy - Rohnau. Nasza babcia, która przybyła na te tereny w 1954 roku, pamięta, że w pierwszych latach swojego pobytu tutaj słyszała przeważnie nazwę "Ronów". Po jakimś czasie dopiero została ona zupełnie wyparta przez znane nam do dziś "Wieściszowice".
Osiągnąwszy główną drogę w tej miejscowości, ruszyliśmy niespiesznym krokiem z dół, by po około 45 minutach dotrzeć do stacji kolejowej w Marciszowie, która stanowiła końcowy punkt wyprawy. Pozostało nam już tylko zaczekać na pociąg do Wrocławia.
Data wyprawy: 5 września 2017 r.
Przebyty dystans: 25,4 km
Czas przejścia: 8 godz. 22 min
Zob. też: Nowy przebieg szlaków pieszych w okolicach Trzcińska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie nam bardzo miło, Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko, jeśli zostawisz tu swój komentarz :)