W początkach stycznia 2017 roku na Dolnym Śląsku zagościła piękna zimowa pogoda. Bawiliśmy wówczas we Wrocławiu, więc nie zastanawiając się długo postanowiliśmy skorzystać z tych pięknych okoliczności przyrody i wybrać się w Góry Sowie. Za cel tym razem obraliśmy sobie prawie tysiącmetrową Kalenicę (964 m n.p.m.), chcieliśmy pierw dotrzeć na szczyt góry, a następnie wdrapać się na stojącą tam wieżę widokową. Wyżowa pogoda dawała nadzieję na imponujące zimowe widoki :)
Naszą wyprawę zaczęliśmy baaaardzo wczesnym rankiem na przystanku kolejowym Wrocław Grabiszyn. Złapaliśmy tu pociąg do Wałbrzycha Głównego, gdzie czekał już szynobus udający się do Kudowy Zdroju przepiękną linią kolejową przez Jedlinę Zdrój, Głuszycę i Nową Rudę, dzięki której można się przejechać m.in. najdłuższym czynnym aktualnie tunelem kolejowym w naszym kraju (ponad 1600 m, pod Małym Wołowcem). O godzinie 8:15 byliśmy już na przystanku Zdrojowisko, skąd wyruszyliśmy w górę szlakiem żółtym w kierunku Bielawskiej Polanki.
Od początku towarzyszył nam sporej grubości śnieg i niemal nieprzetarte ścieżki. Mroźna temperatura powodowała przyjemne, rytmiczne skrzypienie pod stopami.
Momentami przebijały się już ładne widoki...
... aczkolwiek o poranku próbowały nas jeszcze przez chwilę straszyć ciemne chmury.
Po przebiciu się przez głęboką śnieżną rynnę...
... mocno zmęczeni doczłapaliśmy do skąpanej w słońcu Bielawskiej Polanki. Po ciemnych chmurach ani śladu :)
Stąd pozostało nam już tylko pół godziny do celu, choć chciałoby się, aby towarzysząca nam piękna zima na tym odcinku trwała jak najdłużej :)
Na szczęście Kalenica nie zamierzała być gorsza...
... i dookólny widok z wieży w istocie zaparł nam dech. Zupełnie zapomnieliśmy o przenikliwym zimnie panującym na otwartej przestrzeni :) Pomocną ciekawostką okazały się tablice informacyjne z opisem panoramy widocznej w danym kierunku. Część treści była niewidoczna z uwagi na zalegający zmrożony śnieg, ale i tak udało nam się rozpoznać niektóre pasma.
Było fantastycznie, ale nadszedł czas ruszyć dalej. Ruszyliśmy za znakami czerwonymi w kierunku Przełęczy Jugowskiej i schroniska Zygmuntówka. Piękna zima wciąż nas zachwycała.
W końcu naszym oczom ukazała się klimatyczna Zimna Polanka pod Rymarzem. Tego dnia nazwa ta pasowała jak ulał do towarzyszących nam warunków atmosferycznych.
Z tego miejsca szlak prowadził już nieco w dół, w pewnym momencie poprowadzono go skrajem stoku narciarskiego, co pozwoliło nam zaobserwować prace przy trasie zjazdowej.
Mniej więcej godzinę po zejściu z wieży na Kalenicy dotarliśmy do malowniczo położonego schroniska Zygmuntówka. Mieliśmy chwilę czasu na rozgrzanie się ciepłymi napojami i przekąską.
Kolejny etap naszej wędrówki wiódł szlakiem zielonym z Zygmuntówki do miejscowości Jugów. Cały ten fragment poprowadzono przyjemną lokalną drogą o śnieżnobiałej nawierzchni.
W oddali udało nam się wypatrzeć muflona (na zdjęciu słabo widoczny na środku kadru).
Po niespełna godzinie mało męczącej, a wręcz relaksującej wędrówki dotarliśmy do sennego, przykrytego białą pierzyną Jugowa.
Przejście przez miasteczko zajęło nam kilkanaście minut. Za Jugowem kontynuowaliśmy wędrówkę szklakiem zielonym w kierunku Ludwikowic Kłodzkich.
Mniej więcej w połowie drogi między obiema tymi miejscowościami zdecydowaliśmy się jeszcze nieco wydłużyć wycieczkę, skręcając na szlak czarny, prowadzący do Zdrojowiska. W ten sposób wyszłaby nam - pomyśleliśmy - całkiem okazała pętelka, a czasu do pociągu powrotnego było jeszcze sporo. Co ciekawe, szlaku tego nie znaleźliśmy na żadnej z posiadanych przez nas map (Compass, Sygnatura), z pomocą przyszła za to ulotka z atrakcjami Gór Sowich i rozkładem linii Wałbrzych - Kudowa (D15), wydana przez Koleje Dolnośląskie. Dzięki niej zorientowaliśmy się, czy możemy pozwolić sobie na to nieplanowane wcześniej wydłużenie trasy. Obliczenia czasu wypadły pozytywnie (ok. 55 minut od skrzyżowania szlaków do przystanku PKP w Zdrojowisku), dzięki czemu z zadowoleniem opuściliśmy drogę do Ludwikowic, wchodząc ponownie na leśną ścieżkę, którą, jak się okazało, od ostatnich opadów śniegu nie szedł nikt poza dziką zwierzyną. Z radością przystąpiliśmy więc do przecierania szlaku :)
I tak oto, zupełnie niespodziewanie, znaleźliśmy się w miejscu, z którego siedem godzin wcześniej wyruszyliśmy na trasę zimowej wędrówki. Słońce zdążyło już schować się za górami, a my mieliśmy chwilę na odsapnięcie, wciąż jeszcze ciesząc się piękną okolicą.
Kilkanaście minut później na horyzoncie pojawił się szynobus KD, w którym panowało przyjemne ciepełko...
... a za oknem ciąg dalszy imponujących widoków, które same w sobie mogą stanowić wspaniałą atrakcję dla kogoś, kto po prostu chciałby przejechać się tą trasą, a niekoniecznie miał ochotę na mroźną wycieczkę (choć oczywiście wycieczkę takową z całego serca polecamy!).
W Wałbrzychu nie czekaliśmy długo na przesiadkę do Wrocławia; nieco zmęczeni, ale niezwykle zadowoleni pożegnaliśmy jakże tego dnia malownicze Góry Sowie. Godzinę po odjeździe z Wałbrzycha byliśmy już na Grabiszynie.
Data wyprawy: 8 I 2017 r.
Długość trasy: 16 km 480 m
Czas przejścia: 5 godz. 48 min (plus odpoczynek w schronisku)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie nam bardzo miło, Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko, jeśli zostawisz tu swój komentarz :)